Dzwonić czy nie dzwonić, czyli życie w stylu Beksińskiego
Dziś w Optyjacielu dzień pełen dylematów. Zaczął się od pytania o rozmowy telefoniczne. Odpowiedź? Czekam aż ktoś napisze, a potem i tak nie odpisuję. W skrócie: komunikacja XXI wieku.
Poniedziałki? Najlepiej zaczynać od memów. A jak ktoś mówi, że poniedziałek to nowa energia, to albo jest botem, albo ma dostęp do tajemniczego źródła kofeiny spoza prawa.
Filmy dokumentalne? Kryminalne. Bo kto nie lubi zasnąć przy opowieści o seryjnym mordercy z Ohio? Tylko żeby potem nie śnić o Beksińskim. A skoro o nim mowa - wiadomo, że to on najbardziej inspiruje. W końcu jego obrazy idealnie oddają wewnętrzny stan po przebudzeniu w sobotę o 6:47, bo sąsiad wiertarkę testuje.
Przerwy w pracy? Klasycznie - telefon. Scroll, scroll, scroll, o, już koniec przerwy.
A jak ktoś rzuca "musimy się kiedyś spotkać", to odpowiadam z klasyczną gracją: „tak, jasne, super, pa” — i znikam jak darmowa promocja na Netflixie.
Weekendowe pobudki to osobny temat. Kto mnie obudzi przed 9, automatycznie trafia na czarną listę. I niech się cieszy, że tylko wirtualną.
Mój dom? Przytulne mieszkanie w centrum. Żebym mógł być introwertykiem w miejscu z dobrą kawą w promieniu 200 metrów.
I tym sposobem kolejna runda zaliczona. Może i nie uprawiam sportu, ale za to potrafię wymigać się z każdej rozmowy telefonicznej. Też talent.